Wróciłem ze szkoły i o 16 natchnęło
Szybko sie ubrałem i ciach na rower.Od początku było coś nie tak, początkowo przejechałem po świeżo malowanych pasach gdzie dostałem ochrzan, a następnie na ulicy Łuczniczej uderzyłem w lewy tył Golfa... Nie wiem co się stało ze akurat w tym miejscu cos innego odwróciło moją uwage i gdzieś kilka metrów przed sobą zobaczyłem swiatła stopu myśle ze spokojnie z 45km/h zacząłem wyhamowywać... Pisk Dancing Ralphów i BuuuuM. Starałem się jeszcze jako tako wyjsc z tej sytuacji rower ustawiłem bokiem i gdyby nie to że z naprzeciwka jechały samochody to moze udało by sie minąć. No ale nie udało sie... Uderzyłem prawym rogiem i sobą w samochód. Szkody jakie zrobiłem to rozbita tylna lampa,pękniety błotnik , z tego co widziałem to wgniot i jakies tam rysy... Natomiast u mnie to chyba ja najbardziej ucierpiałem bo rower ma jedynie lekko wgięty róg do środka i taką se ryse
Troche teraz czuje Ręke,Bark i chyba żebra... ale przeczekam do jutra moze sie poprawi jak nie to będzie gorzej
Trafiłem na gostka który po wyjsciu z samochodu nie wyleciał do mnie z twarzą tylko zapytał się mnie czy wszystko wporządku po czym powiedziałem mu co i jak i przeprosiłem... Chwile popatrzył , oglądnął i powiedział zebym jechał dalej ze sobie jakoś poradzi... Przeprosiłem jeszcze raz pojechałem do lasu... Zrobiłem 31km na zakończenie miesiąca moze nie szczęsliwe zakończenie ale powiem tak ,mogło być znacznie gorzej...
A dlaczego ? Bo gdyby lewa noga mi się wypieła to rower podczas uderzenia został by wystrzelony na przeciwny pas ruchu i chyba mógłbym sie z bikiem pożegnać....
P.S
Gdy wróciłem do domu na zatyczce od rogu miałem wbity piękny czerwony kawałek plastiku od lampy...
